środa, 25 maja 2011

Boliwia część 1. (w duuuzym skrocie :)

Zgodnie z pieczatka w paszporcie 12 maja wjechalismy do boliwii. Przejscie graniczne na wysokosci ok 4,7 tys. m.n.p.m ;) pierwsze 3 dni to klasyczna w tym regionie wycieczka poprzez laguny (roznego koloru – czerwone, zielone etc.) do Uyuni, a z tamtad do salara – najwiekszego na swiecie – z tej czesci boliwii zdjecia już od jakiegos czasu wisza na blogu :)

Po Uyuni przejechalismy autobusem do Tupizy – jakieś 200 km w 7 h :/ jak się pozniej okazalo – predkosc typowa dla autobusow w boliwii. Tupiza w naszym wykonaniu polegala glownie na jedzeniu i nic nie robieniu :) ostatniego dnia wybralismy się na 5 godzinna przejazdzke konno po okolicznych kanionach – widoczki jak z westernu :) było nie było – niedaleko od Tupizy Butch Cassidy i Sundance Kid spedzili ostatnie dni w swojej karierze.

Po Tupizie postanowilismy pominac boliwijskie regiony win ( po mendozie w argentynie nie mialo to większego sensu :) czyli Tarije i pojechalismy prosto do Potosi. W Potosi są 3 glowne atrakcje – kopalnie srebra, gorace zrodla i muzeum mennicy, swojego czasu produkujacej najwięcej srebrnych monet na swiecie. Ponieważ temperatua powietrza w dzien oscylowala kolo 10-14 stopni, termy odpadly. Jako ze parę kopalni w zyciu widzielismy, a schodzenie pod ziemie do kopalni, która nie jest nawet prowadzona przez panstwo, tylko przez grupy gornikow nie wydawalo się zachecajace – zostalo nam muzeum. Przewodnik Dieter (nic wspolnego z niemcami jak sam zaznaczal) piekna angielszczyzna jak typowy schwartz charakter z filmu kategorii C z lat 70tych opowiadal jaka to ich mennica i kopalnia była wazna i jak swojego czasu Potosi mialo więcej mieszkancow niż Londyn czy Paryz:)

Po Potosi, przejechalismy tylko przez La Paz (jakos nie są zachecajace statystyki znikajacych turystow w tej miejscowosci ;/) i dojechalismy do Soraty. Plan zakladal szybki 3 dniowy treking do lagun Chillata i Glaciar (odpowiednio ok 4200 i 5100 m.n.p.m.) i potem wejscie na jeden z prostszych szesciotysiecznikow na swiecie – Huayana Potosi – 6088 m.n.p.m. Niestety okazalo się ze wysokie gory są malo uczeszczane z jakiegos konkretnego powodu i po dojsciu do base campu wypraw na Illamani (6438 m.n.p.m.) - czyli ok 5100 – 5150 m.n.p.w. okazalo się, ze jest to na tyle podczas tego wyjazdu;/ może nastepnym razem, z odrobine lepszym przygotowaniem kondycyjnych będzie można atakowac 6cio tysieczniki, na razie musi wystarczyc ok 5150. Sam treking był zreszta calkiem ciekawy organizacyjny. Cztero osobowa ekipa skladala się z naszej dwojki, przewodnika, jego zony i mula, który niosl nasz bagaz i jedzenie :) niewiem czy w Himalajach sherpowie zabieraja swoje zony, ale było to calkiem ciekawe doswiadczenie :)

Zrezygnowawszy z proby wejscia na pierwszy 6cio tysiecznik w karierze postanowilismy jutro (26.05.2011) pojechac / poleciec (boliwijskie linie lotnicze – w ramach odrobiny adrenaliny:) do Rurrenabaque – czyli jakieś 4000 m nizej – do dzungli :) jak się uda to powstanie pewnie troche niezlych zdjec :) potem już powoli w kierunku Peru – mamy w paszporcie wize wjazdowa na 30 dni więc prawdopodobnie okolo 11.06 przeplyniemy przez Titicaca na druga strone granicy :)

PS. odczuwamy coraz wieksza potrzebe ciepla ( ostatnie biwaki w namiocie przy temp. Ok -5 stopni C) więc nie wykluczone ze następny wpis zamiast z Peru będzie z Columbii :)















piątek, 20 maja 2011

nowy gadzet

w ramach nowych gadzetow - na samym dole okna mala mapka aktualizujaca sie samoczynnie na podstawie IP z ktorego bede sie logowal na bloga - w tej chwili jest to potosi w boliwii;)