drugi dzien w buenos wlasnie sie konczy, jestem pod meeega wrazeniem zajebistosci tego miejsca, jednoczesnie musze przyznac ze jest stanowczo zbyt europejskie jak na kontynent na ktorym sie znajduje :) znacznie bardziej przypomina mieszanke wiednia i neapolu niz cokolwiek z am. pd czego sie spodziewalem, ale i tak jest mega fenomenalne :)
ale po kolei - podroz sama w sobie - mega meczaca - od wejscia na jedno lotnisko do wyjscia z drugiego - rowno 24 godziny- troche za dlugo, ale to dopiero poczatek - przejazd do miasta - zamiast shuttle busem za ok 50 pierdolniczkow ( generalnie nazwa lokalnej waluty w kazdym kraju gdzie jestem - wynalazek kolezanki liliany P :) przejazd lokalnym autobusem za 2 pierdolniczki - czasowo pewnie z 3 razy dluzej :) potem poszukiwanie hostelu - co mimo, ze sezon na ta czesc swiata juz podobno sie skonczyl - spore wyzwanie
jutro o ok 5 rano wylatujemy do ushuaii, co oznacza, ze z bardzo przyjemnych sloneczny dwudziestu kilku stopni przejdziemy w strefe kilku stopni i wiatru, wiec mozliwe ze buenos zobaczymy ponownie szybciej niz zakladalismy pierwotnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz